W roku 1982 w Stanach Zjednoczonych w wyborach na gubernatora Kalifornii startowali: czarny demokrata Tom Bradley oraz biały republikanin George Deukmejian. W sondażach prowadził wyraźnie Tom Bradley, okazało się jednak, że przegrał wybory.
Podobny efekt zaobserwowano w niektórych innych amerykańskich wyborach, w których startowali czarny i biały kandydat.
Niezgodność wyników wyborów z sondażami tłumaczy się tym, że niektórzy respondenci, by uniknąć posądzenia o rasizm, deklarowali, że zagłosują na kandydata czarnego, a tak naprawdę głosowali na białego [1], [2], [3], [4].
W Polsce występuje podobny efekt. W swojej ostatniej notce pokazałem na konkretnych liczbach, że w roku 2010 w wyborach prezydenckich, w których rywalizowali Jarosław Kaczyński i Bronisław Komorowski, ten pierwszy uzyskał wynik lepszy niż w sondażach, a ten drugi gorszy. Średnia różnica pomiędzy Komorowskim, a Kaczyńskim przewidywana przez sondaże to 10,54 punktów na korzyść Komorowskiego, podczas gdy różnica w wyborach to 5,08 punktów [5].
W Ameryce mieliśmy dwie grupy: białych i czarnych. W Polsce mamy też dwie grupy – opiszę je używając języka z mediów: z jednej strony „proeuropejscy”, „młodzi, wykształceni i z dużych ośrodków”, a z drugiej – zacytuję klasyków, by lepiej oddać moją myśl – „mohery” i „bydło”.
Ale wygląda na to, że w Polsce ten efekt działa odwrotnie, bo powiedzmy sobie szczerze: polscy murzyni to wspomniane „mohery” i „bydło”, głosujące na PiS (ja tylko cytuję, żeby lepiej wyjaśnić...). A wyszło na to, że nasz odpowiednik czarnoskórego Toma Bradleya, czyli Jarosław Kaczyński, w wyborach wypadł lepiej w w wyborach niż w sondażach. Zupełnie inaczej niż Bradley. Dlaczego?
Dlatego, że rzecz nie w tym, kto jest czarny, ale kogo sympatią darzą media. Wygląda na to, że w Ameryce media traktują z sympatią słabszych i ucieśnionych, a w Polsce większość mediów z sympatią traktuje PO i Komorowskiego, a z niechęcią PiS i Kaczyńskiego.
Najwyraźniej dziennikarze, opiniotwórcze media, elity w Ameryce mają poczucie misji i sprzyjają słabszym. W Polsce jest na odwrót. Spora część dziennikarzy, media głównego nurtu, „elity” po prostu sprzyjają partii, która rządzi w Polsce od 8 lat.
To nie są fobie. To wynika z twardych liczb i rachunków [5].
Dopisek 12 V 2014:
Podobny efekt - przeszacowanie kandydata PO Bronisława Komorowskiego i niedoszacowanie kandydata PiS Andrzeja Dudy - wystapił w I turze wyborów prezydenckich 2015, tyle że w o wiele większym stopniu. Napisałem o tym swojej notce "Klęska sondaży. Efekt Bradleya?".
Przypisy:
[1]
http://pl.wikipedia.org/wiki/Efekt_Bradleya
[2]
http://en.wikipedia.org/wiki/Bradley_effect
[3]
http://ballotpedia.org/Bradley_effect
[4]
http://www.wisegeek.com/what-is-the-bradley-effect.htm
[5]
http://robertkonieczny.salon24.pl/645194,jak-sondaze-prezydenckie-sprawdzily-sie-piec-lat-temu